poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Wzór na szczęście.


    Ciemne chmury gromadziły się nad Hogwartem. Deszcz padał już od kilku godzin, a burza była kwestią czasu. Od kilku dni  uczniowie, jak i nauczyciele przeczuwali, że wojna już jest blisko, że Voldemort się zbliża. Harry Potter przeczuwał, że nikt nie jest już bezpieczny. Nawet Dumbledore dokładał jeszcze więcej starań, aby chronić uczniów. Mimo maja, rzadko kto przesiadywał na błoniach. Praktycznie całymi dniami uczniowie spędzali czas w szkole. Każdy, bez wyjątku, bał się tego, co przyniesie przyszłość. 

 Wielka Sala napełniała się uczniami wszystkich domów. Przy stole Gryfonów siedział już Harry i Hermiona. Rozmawiali o czymś. W pewnej chwili obok nich usiadł Draco Malfoy, pocałował  dziewczynę w policzek i przywitał się z Potter'em.
-Co tam?-zapytał blondyn.
-Zważając na czasy, to nieźle-odpowiedział czarnowłosy.
-Dostałem list od ojca. Niedługo zaatakują. Ale nie napisali kiedy, bo zapewne coś podejrzewają. Spadam do Ślizgonów, bo mamy gdzieś szpiega. Na razie.
-Cześć - pożegnała się dwójka Gryfonów, a Ślizgon odszedł do swojego stołu. Cała kolacja minęła w ciszy. Wielka Sala od marca pogrążona była w ciszy, jedynymi dźwiękami jakie pamiętała były kroki uczniów i brzęk naczyń oraz sztućców. Po kolacji Harry odprowadził Hermioną do dormitorium prefektów. Zostawił ją w pokoju wspólnym i udał się do swojego pokoju. Granger natomiast wspięła się po schodach i weszła do swojego dormitorium. Drzwi naprzeciwko jej były zamknięte, co oznaczało, że Draco jest już u siebie. Wszystkich zdziwiło, gdy na początku roku szkolnego Dumbledore ogłosił Malfoy'a jednym z prefektów naczelnych. Jednak ten, pomimo założeń pozostałych był odpowiedzialny i konsekwentny, nawet dla Slytherinu. Gryfonka była podobna, chociaż coraz częściej pokazywała pazurki.
    Szatynka weszła do łazienki, po drodze zabierając spodenki i boxerkę do spania. Weszła pod prysznic, umyła się i przebrała w ,,piżamę''. Narzuciła na siebie sweter do połowy ud i wyszła do sypialni. Kiedy znalazła się w łóżku nie potrafiła zasnąć. Wierciła się przez dobre cztery godziny. A to poduszka źle ułożona, a to coś ją na materacu kuje. Nigdy wcześniej nie miała problemów ze spaniem. Sytuację, i tak nieciekawą, pogorszyła burza, która właśnie zastała wokół Hogwartu. Pioruny uderzały co kilka minut, a deszcz nie przestawał padać. Przestraszona Hermiona wstała z łóżka i udała się do dormitorium Dracona. Harry i Ron zawsze ją rozumieli, ale gdy przyszło jej wybrać, między tłumaczeniem się Malfoy'owi, a włóczeniem po ciemnych korytarzach szkoły, wybrała pierwszą opcję. Chłopak nie spał, tylko czytał jakąś książkę. Oderwał się od niej, kiedy usłyszał skrzypienie drzwi. Na widok Hermiony odetchnął z ulgą. 
-Mogę?-zapytała niepewnie.
-Jasne, chodź- odpowiedział, robiąc jej miejsce obok siebie.- Czemu nie śpisz?- spytał z troską, gdy dziewczyna położyła się na miejscu na łóżku. Otulił ją kołdrą i zgarnął kosmyk falowanych włosów opadających na oczy, za ucho.
-Nie mogę zasnął- przyznała wtulając się w tors chłopaka, który właśnie zjechał do tej pozycji, co ona.
-Jeśli nie przeszkadza Ci, jak ktoś Cie całą noc przytula, to możesz ze mną spać.
-Nie przeszkadza, więc skorzystam- chłopak uśmiechnął się do niej szeroko i szczerze. Już od kilku miesięcy nie potrafił posłać jej, ani niektórym innym osobą, swojego kpiącego uśmieszku. Zmienił się i nie uszło to uwadze pozostałych. Nie zachowywał się jak Ślizgon. Nawet postanowił zostać szpiegiem Potter'a i Dumbledore'a. Postanowił zgodzić się na Mroczny Znak, jeśli Zakon zapewni ochronę osobą, na których mu zależało. Nie czuł się Śmierciożercą. Wiedział, że robi to dla wyższego dobra, jakim było życie niewinnych czarodziei. Odsunął się od Hermiony i oboje spojrzeli sobie głęboko w oczy. Ona w jego szaro-błękitne, on w jej czekoladowe. Tak wiele ich dzieliło, a zarazem łączyło. W tej chwili dla obojga świat stanął w miejscu, a rzeczywistość nie istniała. Zatonęli w praktycznie obcym miejscu, jakim były tęczówki tego drugiego. Z każdą chwilą poznawali się od początku. Żadne z nich nie pamiętało kiedy zatopili się w swoich ustach. Nie pamiętali też, kiedy namiętne pocałunki zakończyły się upojną nocą. Od tamtej pory oboje byli dla siebie tym jedynym i nie mieli wątpliwości, że chcą być ze sobą do końca dni. Musieli jednak ten związek utrzymywać w tajemnicy, bo gdyby ktoś, kto raczej nie powinien o nim wiedzieć, przez przypadek, dowiedział się o nim, oboje byliby martwi. Nie zależnie od błagań.

***

   To co niesie wojna nie jest w żadnym stopniu przyjemne. Tysiące litrów wylanych łez, śmierć bliskich, cierpienie, a nawet ból po rozstaniu z miłością swojego życia. nawet teraz, kiedy po wojnie nie ma już śladów, a świat czarodziei, od pięciu lat jest wolny od Śmierciożerców, on nie potrafił znaleźć kobiety, która, pewnej majowej nocy, przyszła do niego, bo tak jak on nie mogła zasnąć i dała mu nadzieje na lepsze jutro. Stracił ją przez jednego wrednego, cynicznego i zapatrzonego w swoje ego kolesia, który miał kaprys przejęcia rządów w świecie czarodziei. Nie mógł się pozbierać po stracie tej jedynej. Przez pół roku nie miał pracy. Nie wychodził z domu. Pewnego listopadowego wieczoru w jego mieszkaniu pojawił się Harry i zaproponował mu spółkę. Po kilku dniach zgodził się, ale nie był przekonany, czy to w ogóle wyjdzie. Mimo, że od siódmej klasy, on, Potter, Weasley, Parkinson, Granger, Lovegood i Zabini byli przyjaciółmi, nie trzymał się już tak blisko niech. Hermiona wyjechała gdzieś do Stanów, a on nie potrafił jej znaleźć, bo gdy był już blisko celu, coś musiało się zepsuć. Po czterech latach porzucił już jakiekolwiek nadzieje.
  W ciągu tego czasu kancelaria adwokacka, jaką otworzył razem z Harry'm stała się najbardziej cenioną w Londynie. Draco brał jak najwięcej spraw, w nadziei, że to pomoże mu zapomnieć o Hermionie. Czasem mu się to udawało, a czasami tylko jeszcze bardziej potęgowało ból. Kiedy wracał późnymi wieczorami do domu rozmyślał o tym, czy Granger jest szczęśliwa, czy ma kogoś, czy chociaż czasami o nim myśli. Wszyscy próbowali mu jakoś pomóc, ale nigdy nikogo nie słuchał. Wszyscy mieli już kogoś, tylko on jedyny był sam. Pansy wyszła za Harry'ego i mieli rocznego synka Jamesa, Ron ożenił się z Lavender Brown, a Luna i Blaise są pół roku po ślubie i spodziewają się dziecka. On wierzył, że Hermiona wróci, ale Zabini zawsze mu powtarzał: ,,Marzenia ściętej głowy''.   

***

   Niedzielnego poranka Draco wybrał się na bieganie do parku, blisko centrum Londynu. Było grubo przed dziesiątą, a w takich godzinach rzadko kogo można tu spotkać. Gdy przebiegał obok placu zabaw wpadł na piękną, młodą kobietę, o brązowych, falowanych włosach. Ubrana w krótkie spodenki, zwykłą białą koszulkę i balerinki musiała przyciągać uwagę wielu mężczyzn. Kiedy odwróciła się do niego ujrzał wściekłą minę i czekoladowe oczy ciskające błyskawicami. Poznałby wszędzie te iskierki złości. Znał je na wylot, jak własną kieszeń.
-Czy ja naprawę jestem nie widzialna?!-krzyknął zirytowana.
-Spokojnie, Hermiona.
-Znamy się?
-Nie poznajesz?- kobieta lekko pokręciła głową zastanawiając się skąd może go znać.-Irytujący Ślizgon,  uwielbiałaś mnie nazywać tlenioną fretką. 
-Draco -uśmiechnęła się do niego szeroko, co odwzajemnił.-Przepraszam, że tak na Ciebie nawrzeszczałam. 
-Nie ma sprawy. Przywykłem, że pokazujesz pazurki, kiedy tylko ktoś zajdzie Ci za skórę. 
-Oj, no, nie przesadzaj. Siądziemy gdzieś.
-Pewnie. Może być tam?- wskazał na najbliższą ławkę, niedaleko huśtawek, a kiedy Hermiona kiwnęła głową, usiedli obok siebie.-Kiedy wróciłaś do Londynu?
-Tydzień temu.
-A pracujesz gdzieś?
-W Departamencie Przestrzegania Prawa, ale słyszałam, że ty i Harry otworzyliście kancelarie.
-Myślałem, że to nie wypali, ale on naprawdę na łeb do interesów. 
-A ja nie myślałam, że ty się kiedykolwiek z nim dogadasz.
-Z początku zaprzyjaźniłem się z nim, bo podobała mi się jego przyjaciółka, a potem to już tak samo wyszło. Do dzisiaj pamiętam, jak przyszłaś do mnie tamtej nocy.
-Też nie potrafię zapomnieć.
-A chcesz zapomnieć?
-Nigdy nie chciałam. Często lubię do tego wracać.
-Ja tak samo.
-Mamo!-krzyknął  chłopczyk o blond włosach, który podbiegł do Granger.
-Co się stało, kochanie?- szatynka pochyliła się nad dzieckiem.
-Pohuśtasz mnie?- zapytał chłopczyk patrząc na kobietę swoimi szaro-błękitnymi oczkami.
-Oczywiście- Hermiona chwyciła synka na ręce i ruszyła w stronę huśtawek. Draco poszedł za nią i usiadł na jednej z nich.
-Ile ty masz lat, co?-zapytał Malfoy chłopczyka po dłuższej chwili.
-Cztery-odpowiedział blondynek.-A ty?
-Dwadzieścia trzy.
-Ale ty jesteś stary.
-Scorpius!- upomniała czterolatka Hermiona.
-Tak mamo?- dziecko uśmiechnęło się do kobiety najsłodziej jak się dało. Tak bardzo przypominał Granger o jego ojcu. O facecie, którego kochała. Może i nie było go przy niej, czy choćby przy Scorpiusie, ale nigdy nie żałowała chwili, w której się z nim przespała. W oczach innych był nie godny miana ojca, ale dla niej, mimo wielu wad był ideałem. 
-A wiesz, że mam też na tyle lat co ja? -zauważył Malfoy.
-Ale mama jest ładna-dociął chłopczyk.
-A ja to nie jestem ładny?
-Ujdzie.
-No, dzięki.
-Co powiesz na kawę?-zaproponowała Draconowi szatynka.
-Nie, dzięki, nie piję kawy-odpowiedział Scorpius.-Ale jak mi kupisz gorącą czekoladę, to się zgodzę.
-Jakim cudem masz cztery lata i jesteś taki wygadany?
-Szybko się uczy- stwierdził blondyn i razem z chłopczykiem się zaśmiali.-A poza tym, jego mama jest najmądrzejszą czarownicą od czasów samej Rawenclaw. Co do tej kawy, to ja chętnie.
-To idziemy?- zapytała, a kiedy obaj blondyni się zgodzili, udali się do jednej z londyńskich kawiarenek. Scorpius złapał Dracona i Hermion za ręce, przez co wyglądali, jakby byli rodziną. Obsługa w kawiarni również tak ich traktowała. Zdarzyło się tak, że Malfoy dostał gratulacje od jednego z klientów, że ma takiego fajnego syna, a kiedy Granger chciała zaprzeczyć, on dziękował i szeroko się uśmiechał.
-Czemu dzisiaj byłaś taka wściekła?-zapytał Draco, kiedy wychodzili w trójkę z kawiarni.
-Opiekunka, która miała się dzisiaj zająć Scorpiusem, zadzwoniła, że musi, akurat dzisiaj jechać do koleżanki. Przecież płacę jej za dyspozycyjność, a nie wyjazdy do znajomych.
-Spokojnie, ja mogę się zająć młodym.
-Nie mogę Cię o to prosić.
-I nie będziesz. Sam to proponuję, a ty masz się tylko zgodzić.
-Nie, Draco.
-Hermiona, ale co z nim zrobisz? Zabierzesz do pracy?
-Odwołam zebranie.
-To stracisz pracę. Tego chcesz? Dla mnie to żaden kłopot. Muszę tylko załatwić jedną sprawę z Harry'm i jestem wolny.
-Ale Scorpius lubi dać w kość.
-Jakoś się dogadamy. Uwierz mi, że wolę się pobawić w opiekę nad dzieckiem, niż zanudzić w pustym mieszkaniu.
-Odwdzięczę Ci się jakoś.
-Odwdzięczysz jak zgodzisz się na kolację.
-Kiedy?
-Dzisiaj, jutro, kiedy masz czas.
-Pasowałoby Ci we wtorek?
-Mi pasuje. A o której mam być dzisiaj?
-O 15. Wiesz gdzie jest Sprinner's End?
-Tam gdzie mieszkał Snape?
-Dokładnie tam. Dom nr. 3. Dasz radę?
-A czy ja kiedykolwiek nie dałem rady?
-Nie przypominam sobie.
-No, właśnie. Odprowadzić Was?
-Nie trzeba. Dziękuję, Draco.
-Cała przyjemność po mojej stronie. Widzimy się o 15.
-Jeszcze raz, dziękuję.
-Nie ma sprawy. Idź już, bo Scorpius się denerwuje.
-Cześć.
-Cześć-po chwili Hermiona i chłopczyk zniknęli za zakrętem, a Draco udał się w stronę swojego mieszkania niedaleko parku. Kiedy tylko znalazł się w zasięgu swojego telefonu, zadzwonił do Harry'ego, żeby umówić się za godzinę w biurze. Przez ten czas Malfoy wziął prysznic, ubrał się w zwykłe czarne dżinsy i koszulę z podwijanymi rękawami, wypił kawę i pięć minut przed czasem teleportował się do kancelarii, gdzie czekał na niego Potter. Siedział przy swoim biurku i przeglądał akta spraw z minionego tygodnia.
-Cześć-przywitał się czarnowłosy.
-Dobry, panie Potter-odpowiedział z promiennym uśmiechem.
-Czekaj, co się stało, że masz taki humor?
-A nie można?
-Nie, no. Ale ostatnio, kiedy miałeś taki humor znalazłeś prawie Hermionę.
-Teraz nawet nie musiałem jej szukać.
-Co ty chrzanisz?
-Tylko tyle, że nasza kochana Hermiona wróciła do Londynu.
-Świetnie.
-Tak, ale zajmijmy się tymi papierami.
Harry i Draco siedzieli dwie godziny, po czym Potter teleportował się do domu, a Malfoy na Sprinner's End pod dom numer 3. Zapukał do drzwi o otworzyła je Hermiona, ubrana w białą koszulę wsadzoną do czarnej spódnicy do połowy ud i czarne szpilki. Włosy miała rozpuszczone, a na twarzy lekki makijaż w postaci podkreślonych oczu. Wpuściła go do środka i zaprosiła do salonu. A był to zwykły duży pokój z kanapą na środku, stołem i dwoma fotelami na boku. Na ścianie wisiał telewizor, a pod nim stał niski regał z płytami DVD.
-Czuj się jak u siebie-oznajmiła, po czym pokazała mu kuchnię.-Powinnam wrócić za jakieś dwie godziny, dobrze.
-Jasne.
-Na razie-Draco kiwnął głową, a Hermiona, kiedy pożegnała się ze Scorpiusem wyszła z domu. Malfoy wszedł do pokoju chłopcy. Bawił się właśnie samochodzikami i gdy Malfoy usiadł obok niego uśmiechnął się. Przez cały czas nieobecności Hermiony oglądali filmy. Kiedy kobieta wróciła do domu zjedli razem kolację.

***

Około dwudziestej drugiej, Draco chciał iść do siebie, ale Hermiona uparła się, żeby został na noc. Granger zaprowadziła go sypialni dla gości, jednak nie tam było jego miejsce. Bo już po kilku chwilach znaleźli się w sypialni Hermiony.
Około dwudziestej drugiej, Draco chciał iść do siebie, ale Hermiona uparła się, żeby został na noc. Granger zaprowadziła go sypialni dla gości, jednak nie tam było jego miejsce. Bo już po kilku chwilach znaleźli się w sypialni Hermiony. Ubrania obojga lądowały na podłodze. Brakowało im siebie nawzajem i tej nocy pokazywali jak bardzo tęsknili.

***

   Obudziły go promienie słońca, które przedostawały się przez zaciągnięte zasłony. Kiedy tylko otworzył oczy zobaczył śpiącą obok niego Hermionę. Zerknął na zegarek, który wskazywał 8:30. Nachylił się nad szatynką i musnął jej szyję.
-Jeśli to sen, to ja nie chcę się budzić-mruknęła, nie otwierając oczu.
-Ale to nie sen, kochanie. 
-Która godzina?-zapytała przecierając zaspane oczy.
-8:30.
-I mówisz to tak spokojnie?-kobieta w prędkości światła wstała z łóżka i ubrała się. Draco zrobił to samo, ale nieco wolniej, a kiedy Granger chciała wybiegnąć z pokoju, złapał ją w talii i przytulił do siebie. 
-Spokojnie, nie pali się-szepnął tuż przy jej uchu, przy okazji muskając je delikatnie. 
-Spokojnie?! Mój syn powinien od pół godziny być w przedszkolu. 
-Oj, jak się spóźnisz o godzinę to nic się nie stanie. 
-Stanie, bo do tego pieprzniętego przedszkola można dzieci przyprowadzać o 8, a potem radź sobie sama.
-To ja Ci pomogę. Co prawda muszę być w kancelarii, ale mogę Scorpiusa zabrać ze sobą. I nie chcę słyszeć, że się nie zgadzasz, bo ja nie pytam, tylko stwierdzam. 
-Draco...
-Buziak wystarczy-oboje uśmiechnęli  się do siebie, a Hermiona pocałował mężczyznę w policzek. Po kilku minutach Granger obudziła Scorpiusa, a Mafloy przygotował śniadanie. Około dziewiątej czterdzieści pięć wszyscy troje wyszli z domu. Czterolatek z Draconem odprowadzili Hermionę do centrum Londynu, a potem udali się w stronę kancelarii. Mężczyzna chwycił chłopca na ręce i weszli do windy, którą wjechali na drugie piętro.
-Wujek!-krzyknął Scorpius, kiedy tylko przekroczyli próg biura. Harry na widok chłopca odwrócił się do niego i przytulił. 
-Cześć, młody. Cześć, Draco-blondyn kiwnął głową i usiadł na fotelu przy biurku Pottera, który sam usiadł naprzeciwko niego sadzając chłopca na swoich kolanach.
-Mamy kogoś na dziś?-zapytał Malfoy. 
-Za chwilę powinien przyjść jakiś facet do Ciebie-w tym momencie do kancelarii wszedł wysoki mężczyzna z lekkim zarostem i błękitnymi oczami. Przedstawił się jako Josh Smitch, a Draco zaprosił go do swojego gabinetu, zostawiając Harry'ego ze Scorpiusem samych. Spotkanie trwało pół godziny, a po tym czasie obaj mężczyźni wyszli i blondyn usiadł obok chłopczyka malującego flamastrami po kartce. 
-Co to?-zapytał uśmiechając się do dziecka.
-To ja, ty i mama-odpowiedział wskazując odpowiednio na postaci z obrazka.
-A czemu ja jestem taki jak ty?
-Bo jesteś taki ja. Jak będę duży to wtedy będą już zupełnie tak sam.
-Być może. A powiesz mi kiedy się urodziłeś?
-Dwudziestego stycznia. Mama mówi, że urodziłem się o miesiąc za wcześnie. 
-Hej, mały-wtrącił się Potter.-Draco ma u siebie w gabinecie fajne kolorowanki. Idź tam, a my zaraz też przyjdziemy tylko porozmawiamy, dobrze?-chłopiec kiwnął głową i po chwili zniknął za drzwiami gabinetu Malfoy'a. 
-Wiedziałeś o wszystkim?-bardziej stwierdził niż zapytał blondyn.
-To nie tak.
-Zawsze nie jest tak.
-Ona to zrobiła dla Twojego dobra.
-Nie sądzę. Gdyby chciała mojego dobra, powiedziałaby mi.
-Nie mogłam-usłyszeli głos Hermiony dochodzący z progu drzwi.
-Dlaczego? Bo się bałaś? A może nie byłaś pewna czy to ja jestem ojcem?-podsunął Malfoy, a z jego twarzy można było wyczytać wiele. Między innymi zawód i odrobinę złości.
-Tak, masz rację. Spałam w tedy z Tobą i z kimś innym i nie chciałam, żeby to się wydało, więc uciekłam.
-Co ty chrzanisz? Powiedz mu w końcu prawdę-zażądał Potter.-On ma prawo wiedzieć. 
-I właśnie się dowiedział. Możesz przyprowadzić mi dziecko?
-Źle robisz.
-Moja sprawa. Będziesz tak miły?-Harry tylko pokręcił bezradnie głową i po chwili przyprowadził Scorpiusa. Kiedy chłopiec pożegnał się z nim i Draconem, Hermiona chwyciła go na ręce i teleportował. Malfoy usiadł na krześle ukrywając twarz w dłoniach. Potter poklepał go po plecach. 
-Ale z Ciebie idiota-stwierdził.
-Też to zauważyłeś?
-No.
-Powinieneś mnie wspierać. 
-No.
-Zaciąłeś się?
-Nie, ale jeśli naprawdę jej uwierzyłeś to jesteś zwykłym palantem. 
-Po co miałaby mnie kłamać?
-Bo dobrze wie, co byś zrobił, gdyby powiedziała Ci prawdę.
-Skąd wiesz, że kłamała?
-Nie zapominaj kim jest moja żona.
Pansy zna prawdę? Gdzie ona jest? 
-W domu, ale nie zdążysz. Za godzinę odlatuje samolot Hermiony do Nowego Yourku.
-Znowu grzebałeś jej w głowie?
-Legimilacja fajna rzecz, szczególnie kiedy Hermiona o tym nie wie-zaśmiał się Harry, a gdy zobaczył minę Malfoy'a, dodał:-Idź już, bo nie zdążysz. Ja zamknę. 
-Dzięki-rzucił szybko i teleportował się pod dom Gramger. Jedna, kiedy nikt mu nie otworzył, gdy pukał, a wręcz walił do drzwi, zdał sobie sprawę, że nie zdążył. Nie zważając czy ktoś może go zobaczyć teleportował się na główne lotnisko Londynu. Szybko znalazł się przy odprawie bagażowej, gdzie ubłagał jednego z pracowników, żeby go przepuścił. Kiedy tylko znalazł się poza bramką odnalazł Hermionę i Scorpiusa. Stała do niego plecami, więc energicznym ruchem obrócił ją do siebie i złapał jej twarz w dłonie.
-Nie interesuje mnie czy kiedykolwiek mnie zdradziłaś-szepnął.-Nie wiem czy mnie okłamujesz, ani czemu nie powiedziałaś mi o ciąży, ale wiem, że przez swoją głupotę Cie nie stracę. Choćbym miał siłą to z Ciebie wyciągnął to i tak to zrobię.
-Draco...
-Nie przerywaj mi. Nie interesuje mnie przeszłość, tylko przyszłość. Przyszłość, w której chcę widzieć Ciebie, mnie i naszego syna.
-Daj mi coś powiedzieć!
-Przepraszam.
-O ciąży dowiedziałam się po wojnie. W dniu, kiedy mieliśmy się spotkać, a ja nie przyszłam, Twój ojciec zjawił się w moim mieszkaniu i oznajmił, że jeśli chcę, żebyś ty i Scorpius żyli mam odejść.
-Dlaczego go posłuchałaś?
-A co miałam zrobić? Bałam się, bo wiedziałam, że on jest nie nieobliczalny.
-Dlaczego mnie dzisiaj okłamałaś? 
- Nie wiem. Myślałam, że jak to zrobię jeszcze bardziej mnie znienawidzisz i dasz sobie spokój.
-Kocham Cię, a jak się kocha, to nieważne jest czy druga osoba coś zrobi, czy nie, bo po prostu nie potrafisz się gniewać. Sama mi to powiedziałaś. 
-Jakoś nie pamiętam. 
-To było w tedy kiedy powiedziałem Ci, że jestem Śmierciożercą. 
-Nie przeszkadzało mi to. Byłam przy Tobie szczęśliwa. 
-A teraz?
-Jak nigdy-w odpowiedzi otrzymała namiętnego buziaka, którego z chęcią oddała. Jednak magiczną chwilę przerwało chrząknięcie Scorpiusa.
-Ja też tu jestem-oznajmił chłopczyk, a Draco chwycił go na ręce i pocałował w policzek. Oboje z Hermioną wiedzieli, że dużo mu nie będzie trzeba tłumaczyć. 

***

  Przez pół roku życie  Dracona i Hermiony zmieniło się diametralnie. Kupili ładny i dość spory domek, zaręczyli się i spodziewają kolejnego dziecka.
   Gdy nadszedł dzień ślubu, Hermiona była już w drugim miesiącu ciąży. Co prawda nie widać było brzuszka, ale ona wolała kupić luźną suknię. Pomimo marca, pogoda nie była taka zła. Śnieg dawno już stopniał, a słońce świeciło coraz mocniej.
   Hermiona ubrana w piękną, białą suknię szła do ołtarza pod rękę z ojcem. Draco czekał już na nią w czarnym garniturze obok księdza. Luna i Harry, jako świadkowie stali nieco na uboczu. Cała ceremonia trwała niecałą godzinę, a później wszyscy  udali się do restauracji, w której odbywało się wesele. Gdy zbliżał się wieczór panna młoda siedziała wtulona w swojego męża, a Scorpius tańczył gdzieś na parkiecie.
-Teraz już nikt mi Ciebie nie odbierze-obiecał Draco i pocałował żonę w czubek głowy.
-Nikt-powtórzyła i złączyła swoje usta z ustami męża w namiętnym pocałunku.

***

Miniaturka z Całkiem inaczej.